Jeśli jesteś kobietą, chociaż nic w dżenderowym świecie pewnym być nie może, no bo jak? Jeśli pewny, to archaiczny, politycznie niepoprawny, skazany na strącenie z góry lodowej przez opętane kciukowe padalce; no więc słodka dekadencjo, o ile niewiastą jesteś, masz z pewnością twarz pewnej niedawno wyrzuconej z roboty Pani Redaktor (tych jednak jest teraz kilka, na ten przykład Ania Gacek, czy też szefowa Fermentu, lecz sorry, jej z pracy nikt nie wyrzucił, taki tam bełkot staruszka, jak mawiał świętej pamięci Robert).
Obie zacytowane twarze godne są zachwytu, a ich zestawienie tutaj jest zabiegiem czysto przypadkowym, w końcu sytuacje są nieporównywalne, za Gacek stoi pomnik Manna, za Fermentem same pomniki. Który jednak ze współcześnie nas ze świata wypychających wie, czym jest dekadencja i czy można ją na smartfonie rozkminić, jak Zośkę pod śmietnikiem? Sorry, Zośka zabrzmiała wybitnie siermiężnie, teraz na świat przychodzą same Ofelie, albo Eurydyki.
Wirus w koronie odsuwa nas od spraw zwyczajnych i takie historie, jak ta z Anią Gacek przechodzą bez echa, w końcu wyznawcy Wojciecha Manna też powoli wymierają. Co bardziej zorientowani ideologowie jaśnie nami zrzędzącej katokomuny pozbywają się takich jak Redaktor Mann, bo prawdopodobnie zbyt przeszłością trąci, tą dekadencko-dziecko-kwiatową i sącząc jad zepsucia zakaża Drakulą i rock-and-rollem.
Z tego na tacę nic być nie będzie. Ferment w tym przypadku tu nie w priczom, ale po dekadencku wyobrażam sobie Nerona z pucharkiem Kadarki w otoczeniu Redaktorów Bońkowskiego, Sochaja, czy Nowickiego, wszystkich na złoconych szezlongach, w przykrótkich tunikach, jazgotliwie omawiających sieciową sprzedaż gorzały w świeżo spalonym Rzymie.
W tle pląsająca blogosfera. Prawda, że obrazek piękny i jakże schyłkowy? Tymczasem win w sklepach osiedlowych coraz mniej i coraz uboższy w nich wybór, a paragraf w kieliszku niezmienne publikuje materiały o tym, jak czegoś nie wolno. To chyba też dekadencja, ale już nie tak powabna jak wspomniane Panie Gacek i Wieleżyńska. Powoli proroctwa moje z wielu lat stają się rzeczywistością, więc jestem prawie pewien: ziści się to o winie, którego niedługo wcale dla mas nie będzie, a blogosferze winnej pozostanie pląsanie w wyobrażeniach pamiętających lepsze czasy.
W końcu wino to napój dekadentów, a nowy wspaniały świat powinien być z nich oczyszczony. I tak się dzieje. Odchodzą dekadenci wraz z pokoleniem skażonym przeszłością. Nie proponuję nawet, abyśmy wypili za błękit. Za oknem szaro i deszczowo, na jutro zapowiedzieli śnieg i w nocy mróz. Pozostałą w zapasach i uchronioną przez wylaniem do zlewu Kadarką piję zatem zdrowie zanurzonego w szarości bociana, który patriotycznie wrócił wcześnie do ukoronowanego kraju i zastanawia się nad tym, dlaczego na drodze ludzi tak mało. Póki co żab jeszcze nie ma, drozdy jednak rano widziałem. I szpaki.
Nie rozumiem nic z tego, co mnie otacza. Kiedyś, kiedym nie rozumiał, starałem się nauczyć i pojąć. Teraz nawet na to nie mam już ochoty. Idzie durne nowe, miarowo wybijając defiladowym krokiem werbel nagrobny dla takich jak ja, chociaż jest nas jeszcze wielu. No właśnie, zbyt wielu. Pozostajemy jak ten wrzód na tyłku i wyrzutem odbijamy się wszystkim prezesom, którzy na naszych plecach zdobywali władzę.
Jeden z tych najbardziej dzielnych stwierdził dzisiaj w sieci, że z emeryturą 6000 PLN, co to ją za zasługi swoje od Państwa dostaje, nie jest w stanie utrzymać się na tym łez padole. Mnie ZUS dzisiaj przysłał, nie wiem, z jakiej racji, ogromną kwotę 595 PLN (powinienem dostać 430). Chyba im nadpłatę zwrócę, bo jeszcze sobie kiedyś przypomną, że za dużo dali i z dzieci ściągną, jeśli ja odejdę. Nie ważne. Mnie tam te moje hroszy wystarczą. Jakoś się utrzymuję. No, ale to dekadencja. Jakże słodka dekadencja, chociaż postkomunistyczna. I to by było na tyle.