Domaine Saint Saturnin de Vergy Bourgogne Hautes Côtes de Beaune Appellation d’Origine Contrôlée, rocznik 2012, w cenie 39,95 PLN za butelkę (0,75 litra) zakupione w dniu 05 października 2014 w Realu, Białystok (czerwone wytrawne, szczepy: pinot noir). Firmowane przez Les Sires de Vergy – Francja.
Ojojoj. Pierwszy Burgund, o którym chciałem pisać, a tutaj taki kwach. W dodatku mam dylemat, czy z szacunkiem pochylić się przed firmującą to wino rodziną de Vergy, która wydała z siebie, od IX wieku, iluś tam biskupów Autun, jednego biskupa Paryża, dyplomatów i pisarzy, a oprócz tego miała w posiadaniu, przez czas pewien Całun turyński (dzięki Joannie de Vergy, która wyszła za rycerza de Charny), czy też zacząć zastanawiać się, jak przymija chwała świata i czy potomkowie jednego z najstarszych rodów w Burgundii muszą sprzedawać wina? Moje praprababki zrywały, co prawda, winogrona do produkcji Chablis, ale nie zobowiązuje mnie to wcale to oddawania czci boskiej przedstawicielom szlachty burgundzkiej.
No cóż, szlachecka jest może cena. Reszta zaś jest taka sobie. Aromat wspaniały, czarna porzeczka i może, także, czarny bez, barwa piwonii z lekkim fioletowym odcieniem, taniny przecudnej delikatności, jednak ciałko cienkie, koncentracja taka sobie, owoc malutki (wiśnia kwaśną jest, to wiemy, lecz ta kwaśność jakoś tak wodnista nieco i wcale nie szlachecka). Rzekłbym, że winko zielone, gdyby nie ostentacyjna beczuła, wyłażąca w każdym etapie picia i prężąca swoje dębowe muskuły. Nie czuję, wcale, tutaj épices, czuję drewno i, prawie, różany olejek, co tak mnie wkurza, że nie tknąłbym nawet niewiasty, jeśliby olejkiem różanym podołek swój spryskała. Posmak troszkę waniliowy i długo trzymający, lecz nawet w nim dąb się czai. Ja, znaczy się, ten typ, tak ma, wracam do Owada. No, może nie tak szybko, jeszcze z tej serii mi Côtes du Rhône pozostało.
Ta butelka dostaje ode mnie 79 PPFPP (79/100).