Jadę sobie teraz za ciężarówką, taką typową, jakich tysiące na drogach w naszym kraju. Numery rejestracyjne z Grajewa, ale paka wymalowana cała po niemiecku, reklamująca jakąś firmę w Saarbruecken, a takich cudzoziemskich reklam na naszych ciężarówkach, płotach i szyldach widzę codziennie tysiące. W Internecie młodzias spod Sokółki promuje swoje usługi i podaje dumnie nazwę firmy, oczywiście po angielsku. Nazwa firmy po polsku w Polsce trąci przecież prowincją i wstyd taką firmę reklamować polskim w końcu klientom.
Amerykańska telewizja TVN pokazuje nam ciągle sukcesy policji w Oregonie. W kościołach chrzczą Patryków, Sary, Rosemarys i inne dziwolągi. Na połamanym płocie pod Ełkiem zapraszają nas do Biggest Shop in Mazuria i tak dalej, i tak dalej. W Urzędzie gminnym rozprawiają o startupach.
Propagowana ideologia urzędowa, czyli nacjonalizm, w takim otoczeniu zakrawa na schizofrenię. W rzeczywistości staliśmy się prawie anglojęzyczną kolonią bogatszego świata z przedziwnymi ambicjami, natomiast na nacjonalizm trzeba raczej zasłużyć faktyczną polskością, a nade wszystko szacunkiem do własnego języka. Język swój zaś należałoby znać. Tymczasem nie poznawszy jeszcze wystarczająco dobrze języka anglosaksońskich panów już zapomnieliśmy o tym, żeśmy Polakami.