Wolność, czyli swoboda wyboru, rozbudza ambicje. Masy poczuły, dzięki takim ambicjom, iż stać się mogą własną antytezą i chcą transformacji w elitę, a co za tym idzie pragną skorzystać z wszystkiego, co elitę elitą czyni. Między innymi wina do obiadu, czy jak kto woli kolacji i tutaj nagle zderzają się z rzeczywistością, bowiem swoboda wyboru boleśnie rani faktyczne możliwości. Na łbie powstają guzy, a te zwykle bolą.
No bo jeśli codziennie konsument z mas zechce do posiłku zakupić butelkę wina, stołowego lub szlachetniejszego, to biorąc pod uwagę promocje, dajmy na to, w Tesco, powinien wysupłać minimum 10,00 PLN (każdego dnia), czyli przez miesiąc 10,00 PLN x 30 (czy 31) dni. Na 300,00 PLN masowy konsument może sobie w miesiącu pozwolić, chociaż ograniczony tylko do takich win, co tyle kosztują, a już przy winach za 40,00 PLN z 300,00 PLN robi się 1200,00 PLN, co sprawia, że sprawa zaczyna być poważna.
Taki masowy konsument dostaje na rękę w miesiącu 2400,00 PLN, czyli musiałby na samo wino wydawać połowę wypłaty, jeżeli zapragnie w Polsce być Włochem, czy Francuzem i pić wino codziennie. Czy jest to możliwe? Proszę czytelnika, jeżeli takowy istnieje, aby sam sobie na pytanie odpowiedział, ja – po prostu – nie wiem.
Tak to dochodzę do witryny sklepu zwanego społeczeństwem. Za ogromnym oknem z pancernego szkła ciastek i flaszek co niemiara, wolno je oglądać z daleka i napędzając się marzeniami brać udział w wyścigu szczurów po to, by osiągnąwszy jakikolwiek sukces natychmiast skonsumować to coś, co za szybą. Do tego, przed oknem tłumek blogerów winnych zachęca mnie do udziału w konsumpcji, w cynicznej świadomości pozostając, iż realnie mogę o szybę łeb sobie rozwalić.
Pisząc, zatem, o winach, ja – w pewnym sensie również bloger winny, czy to się komu podoba, czy nie – staję się trybikiem pułapki wolności; iluzjonistą, prowokatorem marzeń, a także generatorem frustracji.
Marzenia spełniają się w jakichś 10 procentach. Reszta to frustracja. Coraz częściej staje się ona motorem postępowania i zaraża wszystkich, z wyjątkiem takich, którzy mogą sobie na wszystko, codziennie, pozwolić. Frustracja wredną jest i robi z nas paskudne typy, niewiele wspólnego mające z celami, jakie gdzieś w każdym środku drzemią. Piszę, zaś, tekst ten ku przestrodze tym wszystkim, co to szlachetnymi intencjami wypełnieni, brukują piekło cudzych marketingowych ambicji.