Śnieg padał przez ostatnie dwie noce, w dzień trochę topniał, w nocy dosypywało. Cristoforo świeżo z Białegostoku przyjechawszy z flaszką argentyńskiego Caberneta powiada, że w Mońkach strefa śniegowa się kończy, dalej jest już czarno, ale za to od Moniek do stolicy Podlasia ciągną wozy bojowe, czyli od nas patrząc jadą na Wschód bardziej, niż na Zachód.
Takie toć odwrócenie kierunków, co przy szybkich powrotach z Brukseli każe przypuszczać, że coś się niebawem rypnie i żadne Monte da Ravasqueira tutaj smaku nie poprawi. Żurawie nadal uporczywie przypominają o zmianie klimatu, psina Maniek budzi się w środku nocy szczekając zawzięcie, stara kotka ledwie dostrzegając miskę miauczy ciągle o nowe.
Za tym lub przed tym, jak kto woli, toczą się słowa, co uzmysławia nagle, że bez języka żaden smak nie miałby ścieżki swojej na strony bloga i że słowa jedynie decydują o naszym człowieczeństwie. Bez języka nie mielibyśmy żadnego znaczenia, wypada więc każde słowo ważyć stokrotnie po to, aby sensu nie rozmieniać na drobne. I to by było za tyle.